Negombo i historia naszego pierwszego razu na Sri Lance
Może tytuł brzmi trochę dwuznacznie, jednak nie ma żadnego podtekstu seksualnego. W związku z tym, jeżeli ktoś przyszedł tu tylko po pikantne historie to musze go rozczarować. Nic z tych rzeczy. Wpis będzie o tej parze, która na głównym zdjęciu, pozuje z przeciętą rybą w pół. To zdjęcie nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego, ale myślę, że najlepiej ukazuje, jak zdezorientowani wtedy byliśmy. Krótko mówiąc wpis będzie o naszym pierwszym dniu na Sri Lance. Na koniec zahaczę o miejsca, które warto zobaczyć w Negombo.






Pierwsze godziny w Negombo
7 stycznia 2022 roku wyruszyliśmy liniami Flydubai z Krakowa na Sri Lankę. Pierwsza część lotu trwała niecałe 6 godzin, po czym kolejne 6 godzin spędziliśmy na lotnisku w Dubaju w oczekiwaniu na przesiadkę. Kolejno niecałe 5 godzin lotu do Kolombo. Sumując to, po wylądowaniu na Sri Lance byliśmy po 17 godzinach w podróży. Jednym słowem byliśmy wykończeni.
Negombo i historia naszego pierwszego razu na Sri Lance
Po wyjściu z samolotu nie chcieliśmy brać tuk-tuka. Od razu planowaliśmy wpaść w tryb budżetowego zwiedzania, gdyż mieliśmy zamiar podróżować po Azji jak najdłużej. W związku z czym obczailiśmy na mapach google, że niedaleko lotniska znajduję się główna ulica, na której kursują autobusy. Tak więc ruszyliśmy na przystanek. Zacznijmy od tego, że nie mogliśmy go znaleźć, ponieważ nie był oznaczony na drodze. Gdy w końcu jakiś autobus nadjechał zapytaliśmy się czy jedzie do centrum Negombo. Taki naganiaczo – bileter odpowiedział, że tak („yes, yes, Negombo”). Zapytaliśmy się, ile kosztuje bilet, na co usłyszeliśmy, żebyśmy szybko wsiadali, bo autobus musi ruszać. Tak też zrobiliśmy. Dustin jeszcze przed tym, jak usiedliśmy na miejscach, kilkakrotnie dopytywał, ile kosztuje bilet. Naganiacz mówił „later, later”, czyli później. Facet zebrał od wszystkich kasę, oprócz nas, mimo, że upominaliśmy się o to. Już wtedy coś nam śmierdziało. Dodam jeszcze, że wyglądał, jakby jarał cały poranek.
Co dalej?
Od wszystkich mieszkańców zebrał grosze za przejazd, a od nas chciał miliony monet. Wcześniej orientowaliśmy się, ile mniej więcej powinien kosztować kurs, także powiedzieliśmy, że to, ile on proponuje, to dużo za dużo. Widać było, że naganiacz był mocno zawiedziony, bo nie udało mu się naciągnąć białasów, ale w końcu doszliśmy do porozumienia. Gdy już myśleliśmy, że wszystko będzie ok, spojrzeliśmy na mapy google, które ewidentnie wskazywały, że zamiast zbliżać się do Negombo oddalamy się. Tak więc szybka akcja- mówimy, że wysiadamy. Kierowca się zatrzymał i nawet kazał naganiaczowi zwrócić nam, jakąś część kasy za bilet. Kolejno, chyba pytając się mieszkańców, znaleźliśmy się na dobrym przystanku. Złapaliśmy autobus, w którym cały proces kupowania biletu był prostszy i uczciwy.
Uff w końcu dojechaliśmy do Negombo
Idąc z plecakami w kierunku naszego noclegu rozmawialiśmy o tym, że musimy uważać, bo to jednak inny kraj, niektórzy mogą chcieć nas wykorzystać i takie tam mądrości życiowe. Po dosłownie kilku minutach zaczepił nas facet, który zaczął, jak zawsze. Kiedy przyjechaliśmy, skąd jesteśmy itd. Powiedział, że miał znajomą z Polski (oczywiście, że miał ;p) i zaczął opowiadać o Dorocie. Zapytał się, czy nie będzie nam przeszkadzało, jak pójdzie chwilę z nami, ponieważ tylko chce porozmawiać. I faktycznie rozmawiało się przyjemnie. Pan dobrze mówił po angielsku. Powtarzał, że absolutnie nie chce naszych pieniędzy. Wie, że inni mogą tak robić, ale on nie. Bla bla bla.
Przechodząc blisko fortu zaproponował nam, że pokaże, jak to wygląda. Oczywiście za darmo „maj friend”. Boże, jacy byliśmy durni. A może raczej uprzejmi i nie chcieliśmy chamsko go przegonić. Tak czy inaczej, już po 10 minutach pozowałam z Dustinem do zdjęcia z rybą przeciętą na pół. Nasz brak asertywności wyśmienicie się bawił. Pamiętam, że byłam już na maksa zmęczona lotem i dźwiganiem ponad 7 kg plecaków. Powiedzieliśmy przyjacielowi, że definitywnie będziemy się kierować do noclegu.
Oczywiście Pan powiedział, że dobrze i podprowadzi nas
Westchnienie. Mówimy, że ok. Przyjaciel tak nas podprowadził, że przez kolejną godzinę dalej z nim szliśmy, ponieważ twierdził, że tu musimy to zobaczyć, a tu to. W końcu powiedzieliśmy, że dziękujemy i lecimy. Przyjaciel stwierdził, że niedaleko znajduje się bar i moglibyśmy mu postawić piwo, po czym będziemy kwita za jego poświęcony. Uznaliśmy, że faktycznie spędził z nami z 2 godziny pokazując nam różne atrakcje Negombo, więc będzie to dość uczciwe. Weszliśmy do baru, postawiliśmy Panu piwo, a że sami piwkiem nie wzgardzimy, napiliśmy się z nim. Wypiliśmy po piwku, było naprawdę bardzo miło. Przyjaciel narysował nam na kartce kwiatka, serce. Co więcej pisał nasze, naszych mam, ojców, sióstr itd. imiona w języku syngaleskim.
Aż w końcu nadszedł moment, który wiedzieliśmy, że nadejdzie. To takie uczucie, gdy wiesz, że coś jebnie, ale łudzisz się, że może nie. No i zaczęła się gadka o pieniądze – za oprowadzenie po mieście, na dzieci, na jedzenie. Koniec końców zapłaciliśmy za jego piwo i daliśmy mu troche dolarów. Już nie pamiętam ile, ale ani nie mało, ani nie dużo.
Idąc już sami do domu śmialiśmy się z siebie
Po pierwsze, że mieliśmy oszczędzać, a już pierwszego dnia, wydaliśmy więcej niż chcieliśmy. A po drugie, że przecież wiedzieliśmy, że tak to wygląda. Słyszeliśmy już takie historie, byliśmy przygotowani na to.
A wiecie co jest w tym najgorsze? Nie to, że zostaliśmy naciągnięci na pieniądze, a to, że naprawdę go polubiliśmy. A niestety wszystkie pozytywne rzeczy, które o nim myśleliśmy w mgnieniu oka uleciały. Bo, gdy wcześniej mówił, że absolutnie, żadnych pieniędzy nie będzie chciał i jak się okazało skłamał, to czy jego historie, były prawdziwe, czy mówił to, co chcieliśmy usłyszeć. Brzmi to trochę, jak tragiczna historia miłosna.
Generalnie zdaje sobie sprawę, że nic strasznego się nie stało. Chciałam tylko opowiedzieć Wam nasz pierwszy raz na Sri Lance. W kolejnych dniach, a było ich 25, spotykaliśmy tylko miłych, życzliwych i wspaniałych ludzi. Może po prostu nauczyliśmy się unikać naciągaczy i zdecydowanie odmawiać. Pomimo naszego pierwszego, niezbyt udanego dnia, Sri Lanka skradła nasze serca.
Wnioski
Ogólnie rzecz ujmując, cieszymy się, że doświadczyliśmy tego już pierwszego dnia. Zdecydowanie pomogło nam to w dalszej podróży po Sri Lance, Tajlandii, a na koniec po Wietnamie. Nauczyło nas to kilku rzeczy. Najważniejsze – ustalać cenę wszystkiego (noclegu, przejazdu i takich tam) od razu. Po drugie zdecydowanie odmawiać. Gdy tego nie zrobisz szybko zostaniesz zbałamucony. I na końcu, żeby ufać swojemu instynktowi.
Atrakcje

Tak naprawdę port lotniczy w Kolombo znajduje się bliżej Negombo (10 km do centrum miast). W związku z tym niejednokrotnie turyści decydują się tutaj spędzić pierwsze swoje dni na Sri Lance. My również tak zrobiliśmy.
W Negombo możemy zwiedzić:
Fort Holenderski (Dutch Fort), Targ Rybny, Lagunę Negombo, Świątynię Angurukaramulla (buddyjska świątynia), Kościół Mariacki (kościół rzymskokatolicki) i plaże.
My z uwagi na fakt, że pierwszego dnia dużo zwiedziliśmy to kolejnego postanowiliśmy pochillować na plaży. Plaża w Negombo jest dość ładna, zejście do wody łagodne, fale niewielkie. Jednak porównując z pozostałymi plażami na Sri Lance, o których możesz przeczytać tutaj, nie wypada najlepiej. Z tego względu nie polecam tu spędzić dużo czasu. Lepiej pojechać na plaże południa lub do Trincomalee na północny wschód.
Aha, jeszcze jedna, krótka historia
Spędzając czas na plaży w Negombo, podeszła do nas ekipa telewizyjna i przeprowadziła z nami wywiad. Mieliśmy opowiedzieć o tym, jak podoba nam się Sri Lanka (a to był nasz drugi dzień), czy polecamy innym turystom odwiedzić ten kraj i tym podobne pytania, żeby rozruszać turystykę po covidzie. Czuliśmy się jak gwiazdy, chociaż raz w życiu.







Na koniec dodam, że jeżeli chcesz przeczytać, jak się przygotować do podróży na Sri Lankę kliknij tutaj. Jeśli chce się dowiedzieć, jaki budżet przygtować na wyjazd kliknij tutaj. Natomiast, gdy interesują Cię pozostałe miejsca na mapie Sri Lanki warte zobaczenia kliknij tutaj.